Zacinam się w milczeniu
Słowa są nośnikami znaczeń. Opowiadają świat. I nas. Można mówić dużo. Za dużo. Zasłaniać się tym potokiem słów. Ubierać w niego. Nie wiem, co myślisz, patrząc na mnie, więc przynajmniej zadecyduję, co będziesz wtedy słyszeć. Powiem ci, jak masz na mnie patrzeć. Co powinieneś widzieć.
A można też mówić niewiele. Zostawić siebie dla siebie. Zamknąć w sobie to, co niezrozumiałe dla innych. Przeważnie i tak zobaczą to, co zechcą zobaczyć. I o ile zechcą.
U Dostojewskiego pada takie zdanie: A w tym to ja jestem mistrzem, całe życie przegadałem w milczeniu i milcząc sam z sobą przeżyłem całą tragedię. Kiedyś, rozmawiając z B., przyszedł mi taki prosty wniosek, że nikt nie wie, jak nam jest, ponieważ o tym nie mówimy. Wydaje im się. Nie mają pojęcia na jaką wulgarność myśli i serca nas czasami stać.
I tak sobie myślę, że tragedią milczenia jest to, że pragnie się, by inni dowiedzieli się bez nas. Dodali dwa do dwóch, podjęli ten wysiłek, zauważyli nas tak specjalnie. Dali to solidne, pełne szacunku poczucie, że jesteśmy.
Albo to przekonanie, że kiedy w końcu to powiemy, uwolnimy te wszystkie milczące rozmowy, to coś wielkiego powinno się stać. Niebo i ziemia się otworzą. Ten ktoś pochwyci te słowa z należną im powagą, ucałuje, utuli... Tymczasem... figa z makiem.
Komentarze
Prześlij komentarz