k'sobie

W samotności zabawna jest jej relatywność. Siedzisz sobie sam i jeśli zaprzątnie ci głowę pewna myśl, to może zastanowisz się nad samością. Bo co to jest to bycie w sobie, ku sobie, samemu, samotnym? Generalnie czy akurat teraz, globalnie czy tylko w pewnej sferze życia? Może powtarzano ci często - "jeśli masz na kogoś liczyć, to licz tylko na siebie", a z drugiej strony "nie ma ludzi niezastąpionych - odpuść sobie, świat się nie zawali, jeżeli cię przy czymś nie będzie". I gdzie tu miejsce na mogę, ale nie muszę; na sam, ale nie samotny, na wreszcie sam, ale nie znowu sam?
Od prostej refleksji niedaleko do kwilenia. Jednak to nie ma nic wspólnego z pretensją do świata. To może jakieś poczucie, ontologiczna pustka, lęk, czy ja wiem. Wprowadza drobne, aczkolwiek bolesne poczucie żałości. Przywołuje uczucie małego dziecka, które chciałoby wtulić się w spódnicę (swoją drogą, dlaczego znowu te baby), której nie ma pod ręką. I chciałoby się wtedy pozwolić sobie na ten smutek, tak irracjonalny, że aż śmieszny. I po co ci to? Jednak jeśliby się tak zastanowić, jeśliby tak zniknąć nieodwołalnie, zresetować wszystko wokół, to co? To nie ma.
Czy to ma prowadzić do jakiejkolwiek refleksji? Być może nie. Być może to tylko gdybanie nie mające racji bytu. Zastanawia mnie tylko, czy ta samość może być szczęśliwa. Czy u jej podłoża zawsze siedzi lęk, zachwianie egocentryzmu, przerażające poczucie zawieszenia?


Komentarze

Popularne posty