samoprzestrzenie

Prawie że zabawną sprawą jest relacja przestrzeni do słów. Zdarza się tak, że rozmawiamy z, niech to nawet będzie ktoś bliski, ktoś z kategorii "rozumiemy się" i zaczyna brakować miejsca na słowa. Powietrze staje się jakby gęste, a słowa bezzwrotne. Przestają docierać do adresata, ale też nie są autokontemplacyjne. Wychodzą z ust by zawisnąć gdzieś pomiędzy. Brak im przestrzeni na ruch, rozwój, nie mogą się obrócić, uderzyć, czy nawet wrócić. No i od czego to ma zależeć? Od ciśnienia? Biorytmu?;) 
Czy w ogóle zależy to od nas, czy od słów? Jeśli wypowiedziane, lokują się gdzieś pomiędzy, to jakie jest to pomiędzy? Na owe pogranicze, będące ostoją refleksji i wynurzenia się z ponaglającej rzeczywistości to nie bardzo zakrawa. One jakby przestają być nasze, co nie znaczy jednak, że zyskują swoją własną autonomię. Jakby tracą sens, przynajmniej ten będący naszą intencją. Z posiadacza słów, przeradzam się wtedy w aparat artykulacyjny. W dodatku jakoś nieprzystający do sytuacji. Ja sobie, ty sobie i nie-sobie, nie-tobie zarazem. Tak w nic i we szystko. 
A może cała ta sytuacja jest jakimś wynaturzonym milczeniem. Milczeniem wśród słów, nie zamiast słów.



Komentarze

Popularne posty