dzień świstaka

wszystko ma  krótkie nogi, z kłamstwem na czele, jakżeby inaczej. jeśli nie nogi, to pozostaje jeszcze oliwa ujawniająca wszelkie malwersacje. a obok rzesze uciśnionych, błogosławionych czekające na ostateczną rację u bram raju. a obok wszyscy ci przekonani, że w tyłek dostają ustawicznie i to za nic, za żywota. i jeszcze ci, co to krzepią przekonaniem, że ty biedny robaczku to się niczego dobrego nie doczekasz. 

jestem wśród ludzi, którzy wierzą święcie, że każdy z nas doczeka się sprawiedliwości. nie przeszkadza to oczywiście im siać nie-święty niepokój, że, no cóż, doczeka się, tyle że nieprędko. jest to dosyć ambiwalentne, by nie powiedzieć, że sprzeczne. od pokoleń targani pomiędzy nadzieją/ufnością a poczuciem bezsensu. bezsensu o tyle silnego, że każącego czasami poprzestać, zatrzymać się i udeptać grunt pod nogami. ogrodzić swoje metry kwadratowe i po cichu odetchnąć, że przynajmniej tyle mam. bo więcej można stracić.

taka filozofia żółwia. bezpieczna, zachowawcza, hamująca. gdy obserwuje się stany hipomaniakalne, ma się wrażenie, że energia (jakkolwiek by ją pojmować) jest wszechobecna. z jednej strony patrzę wtedy krytycznie, a z drugiej myślę sobie, jak dobrze byłoby się tak czuć. nie ma wtedy rzeczy nie-do-zrobienia, nie-do-osiągnięcia. wszystko możliwe, czekające by je pochwycić. tylko skąd potem ta depresja... jasne, organizm nie wytrzymuje. to jak ze stanem zakochania - nie można być wiecznie tak nakręconym, bo się wysiądzie. z tego kolejny zdroworozsądkowy wniosek: nic nie trwa wiecznie. mądrość ludowa. jednak w tej mądrości jest kolejna luka. nic nie trwa wiecznie, tzn. permanentnie. trwa natomiast cyklicznie, w czym element powtarzalności nie ucina rzeczy bezpowrotnie. taki zhiperbolizowany dzień świstaka. raz w górę raz w dół, lepiej lub gorzej. i wierz tu w cokolwiek.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty