bez drugiej strony lustra

przeglądałam ostatnio ciekawą monografię poświęconą koncepcjom 'ja'. lubię teoretyzować, stąd też wybór takiej pozycji. cóż zatem z niej?

ciekawie ciekawie. dowiadujemy się zatem, że społeczeństwo, że my a jednocześnie nie my sami, że siły, że energia, że rodzice i my jako dzieci, że kultura, że technika, że mężczyźni kobietom nie pozwalają, że macierzyństwo, że 'ja' to iluzja i wiele innych. na marginesie natomiast powinnam zastanowić się jak to jest z tym lacanowskim odbiciem, bo ciekawe, ciekawe...

nie mam nawet na myśli, nawet z tyłu głowy chichotu z teorii. mamy taką teorię, na jaką nas stać. i wątpię tutaj, że zasiadamy na ramionach olbrzymów. raczej wskakujemy im "na barana" i poganiamy, wyzierając zza ucha.

u początku szkoły średniej przeczytałam 'Świat Zofii', pamiętam szczególnie fragment poświęcony zdziwieniu i filozofii. i swoje własne zdziwienio-zawstydzenie. umiłowanie mądrości kojarzyło mi się niezmiernie z poznaniem. poznać znaczyło zrozumieć. zrozumieć natomiast nie bać się. a nie bać się to nie widzieć irracjonalności lub widzieć ale pojmować. no i po co to zdziwienie tutaj. oczywiste (?) że tyczy się ono impulsu do poznania, tej żądnej wiedzy ciekawości, jednak z taką samą ciekawością podchodzę do drugiego człowieka i nie chcę ująć go w ramy. nie chcę poznać go w taki sposób, w jaki zaznajomić można się ze zwyczajami szympansów, albo ze sposobem funkcjonowania pralki. nawet nie jestem w stanie. i o dziwo, poczucie bezpieczeństwa daje mi świadomość, że tak naprawdę wcale go nie znam. a raczej, że znam go na pewnych płaszczyznach, ale nie boję się zmiany. że nie wprawi mnie w lęk sytuacja, w której nie cukruje on 'tak, jak zawsze' dwoma łyżeczkami, ale jedną i nie muszę pytać 'dlaczego'.

rzecz jasna nie chodzi o wniosek w postaci 'teorie są fajne, ale dajmy każdemu przestrzeń'. bo nie po to przecież są teorie. jak dla mnie, mają one 'dawać do myślenia' by z czyjegoś zdziwienia rodziło się następne.

i wracając do lustra. Lacan twierdził iż lustro kłamie. konstruuję swoją tożsamość w oparciu o obraz, za którym nic nie ma. żadnego kota z powalającym uśmiechem. i przypominają mi się wszystkie profetyczne obawy. eugenika przyszłości, społeczeństwo na przemiał, śmietnikowi łazikowcy i moja ulubiona - mechanizacja. cóż z tego, skoro patrząc w lusto, sięgając do książki, funkcjonując w rozmaitych grupach i siedząc sobie w wygodnej własnej przestrzeni, jak również śniąc i budząc się z poczuciem niezrozumienia już (?) jestem cyborgiem, androidem, jak kto woli.

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty