chichot przez sen

m śpi ponownie. jak tak sie zastanowić, to w sumie razem jemy i śpimy. pomimo różnic w kwestiach kulinarnych, to zgodne z nas małżeństwo.

wyszło ironicznie. chyba nie miało.

ironia prawdopodobnie stąd, że frustruję się dosyć ostatnio. spędziłam wczoraj dzień domowo. w zasadzie większość tak ostatnio spełniam, poza kilkugodzinnymi zajęciami, na których uczę. i nie chcę tak uczyć. nie mickiewicza, odmiany przez przypadki czy analizy logicznej zdania. to punkt pierwszy frustracji.

punkt drugi związany jest z porządkiem. lubię porządek, ale nie wtedy, gdy ma być on treścią dnia. wczoraj po raz pierwszy chyba nie odczułam satysfakcji na widok efektów własnej pracy. ten porządek w sumie to mi bokiem wychodzi. wolałabym raczej twórczy rozpiździel. niech będzie rozpiździel, niech coś się dzieje.

nie mogę powiedzieć, że nic się nie dzieje. żyję w sumie. z jakiegoś powodu wstaję, ubieram się, jem, powtarzam tę zasraną gramatykę, wracam do domu, piszę, czytam, cokolwiek. brak jednak w tym wszystkim jakiegoś napędu. tego poczucia, że dzień właśnie wystartował, a ja w nim siedzę. i że prowadzę, choć po części.

wczoraj m chichotał przez sen. wystraszyłam się, że ze mnie.

Komentarze

Popularne posty