na kogo czekać...

przypomniałam sobie zwierzenie r., że w dzieciństwie to najbardziej pragnął zostać tancerzem. wtedy przytaknęłam, bo to było również moje marzenie. nie wiem teraz z czym tak do końca związane. chyba tylko z tym uczuciem braku skrępowania. bo potem, cóż... dowiadujesz się, czego to ci brakuje i na kogo nie bardzo się nadajesz.

tańczyć to jednak wielka idea. pieśń taneczna szydzi wszak z ducha ciężkości. dziś lubię patrzeć na taniec, choć zastanawia mnie, dlaczego jest taki obwarowany. dlaczego ta lekkość ruchu wymaga bólu. czyżby była już człowiekowi tak daleka? czy to ból taki straszny tylko. no i dlaczego tylko patrzysz mierna istoto...

to marzenie r. nie przypadkiem się pojawiło. zatrzymałam się ostatnio z myślą, czy ten moment, w którym jestem w życiu, ma coś wspólnego ze mną. i nie wiem. zastanawia mnie tylko, czy to ma sens. czy teraz, patrzy się do tyłu i myśli w stylu 'czy takim człowiekiem chciałam być', czy raczej zastanawia, w którą stronę pójść - 'kim, od tego momentu, chcę być'.

natknęłam się na ciekawą koncepcję, autorstwa Erica Berne, który twierdzi, iż w zasadzie zasadnicze kwestie życiowe można rozstrzygnąć za pomocą jednego prostego pytania: ' na kogo czekasz? na świętego Mikołaja, czy na śmierć?' muszę przyznać, że dało mi w pysk, zanim jeszcze mózg zdążył uruchomić wszystkie swoje wybiegi. samo to jeszcze nie wystarczyło, bo uderzyć musiało z drugiej strony uczuciem bezruchu. czekać, to dosyć bierne zajęcie, pasywne takie. czekając, to można zapuścić korzenie.no i jeszcze trzeba wiedzieć po co na kogoś się czeka.

przyznaję że przeraża mnie owo przeczucie finalności zdeterminowanej już od podziału komórkowego, a może i nawet prędzej. i to hasło wszędobylskie życiowe: 'uwolnij się'. od własnych ograniczeń, od życia w stagnacji, od nieszczęść, od toksycznych relacji, od siebie i nie wiadomo od czego jeszcze. i na tym polega cały szwindel, bo od czego tu się uwalniać? a jak sama w to wlazłam i nawet nie wiem, że z tego trzeba się uwolnić? co to zresztą do cholery znaczy?! uwalniać się?! jestem wolna od nałogu i nie palę. jestem wolna od ograniczeń kultury i systemu ochrony zdrowia więc palę, a jakby co, to się od palenia uwolnię później, jakby jednak mnie ograniczało. odtrywializując: co ma być tym duchem ciężkości, przed którym miałabym tak bezczelnie pląsać? jest w ogóle cośkolwiek? jest na kogo czekać?

to może lepiej zostać już przy tym błędzie, tfu! micie kreatorskim. jakby co, to się z niego uwolnię. potem.

Komentarze

Popularne posty