(re)kreacje

teza zbudowana w trakcie rozmowy z r., iż obecnie tworzy się sztukę, a kreuje potrzeby (co oczywiście wiąże się z niezadowoleniem ze stanu tzw. sztuki, oraz niesmakiem na myśl o nienasyconym materialnym apetycie) doprowadza myśl do punktu, w którym trzeba mi zapytać, czy osiągnęliśmy właśnie modernistyczny ideał życia, które stało się sztuką, przez duże "S" oczywiście?

ale nie o tym miało być. zdaję sobie też sprawę, że wypowiadam się z pozycji laika. nie wiem, czymże tak naprawdę jest sztuka. dla mnie to pochłonięcie emocjonalne, wyłączenie przetwarzania umysłowego choć na chwilę i ewentualna obróbka intelektualna później, żeby zaspokoić swoje cywilizacyjne popędy. jednak najważniejsza pozostaje dla mnie chwila tego głupkowatego wyrazu twarzy, zajętego przeżyciem, a nie myślą. być może dlatego życie i przebywanie z innymi nie ma z tym wiele wspólnego. teraz nie rozmawiamy, tylko stosujemy techniki komunikacji. nie żyjemy w związku tylko traktujemy go jako spółkę z o.o., nie smakujemy potraw, tylko doskonalimy przepisy... patrząc zaś na politykę, mam wrażenie, że retorykę zamienili na jazgot pod płotem.

i tak można by wyliczać i narzekać. jednak nie to stanowi tutaj clue, tylko ten proces niemalże technicyzacji życia. istnienie indywidualne i społeczne stało się kolejnym tworem, konceptem mniej lub bardziej dopracowanym. kolejnym wyrobem, jak ta sztuka pod hasłem użytkowości i wszechobecności. polem manewru dla kreatywności, fantazji wręcz barokowej stały się zaś ludzkie potrzeby. nie jestem minimalistką, jednak i mnie zaskakuje ilość rzeczy, których rzekomo mam potrzebować, które mają być dla mnie wartością. i zadziwia mnie, w jak nieodgadniony sposób nimi się stają. to dopiero. nie patrzę z zachwytem na obraz w ramie, ale na lśniący, zadziwiający smukłością i gibkością samochód i czuję, że chciałabym go mieć. albo nową tapetę, fotel, torebkę, wycieczkę... aż z buntu zaproponowałam ostatnio m., żeby na widok kolejnego egzemplarza z arsenału mniej lub bardziej dostępnych dóbr nie mówić, że nas "na razie (cóż za optymiści) nie stać", ale że "nie potrzebujemy" lub "nie chcemy". to drugie nawet zaczyna mi się coraz bardziej podobać. tak, wykreuję własne potrzeby. sztuka tam pal licho.


Komentarze

  1. sztuka dziś to najbardziej np. sztuka mięsa, itp. Cała sztuka powoli zamienia się w projektowanie, dizajn, więc projektuje się wszystko. Dawniejszy artysta który malowałby pejzaże dziś projektuje opakowania do polędwicy w plasterkach albo mrożonych warzyw. Skoro wszystko się projektuje, to dlaczego nie projektować życia? Owszem, życie jest dziełem sztuki, tylko że ta sztuka, jak wyżej, już jest czymś innym, więc życie się stało wytworem projektantów. I, co może ma pewne znaczenie, to nie my jesteśmy tymi projektantami. To nie my projektujemy siebie (ach, co za piękna myśl to kiedyś była!) tylko nas projektują. Jak w bajce Brzechwy o indyku: to nie ja będę jadł, ale mnie się będzie jadło. Jest przecież piękne pojęcie "projektowanie doświadczenia" i to właśnie robią współcześni "artyści". Projektują życie i doświadczenie nas, konsumentów-klientów-użytkowników. Bo właściwie to już tylko nimi jesteśmy.
    "Nie macie potrzeb"? - ha ha, bez obaw, będziecie mieli, bez liku. ZAPROJEKTUJĄ Wam. A potem będziecie KONSUMOWAĆ. (u dołu dopisek drobnym drukiem: to nie Wy będziecie konsumować. To WAS będą konsumować). Poza tym, jak w radiu Erewań, wszystko się zgadza.

    OdpowiedzUsuń
  2. projektowanie skojarzyło mi się z "królem bólu" Dukaja, gdzie bohater zajmuje się wymyślaniem sensu życia. konsumpcja do potęgi, nie wiadomo już której.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty