Niewzruszoność

Zastanawia mnie, jak wiele dzieje się w słowach i pomiędzy nimi. Thoreau pisał, że potrzebują one przestrzeni, zaś z przyjacielem najlepiej rozmawia się z przeciwległych krańców jeziora - wtedy mają one szansę, by nabrać mocy. I te słowa i ta przestrzeń znajdują się w ciągłej grze w poszukiwaniu złotego środka: by obu było tyle, ile potrzeba.

O tym, że słowa znaczą, wiedzą wszyscy. Choć kot istnieje pomimo tych trzech liter. Tak samo i ze mną. Jestem Małgorzatą, choć i bez tego imienia nadal jestem. A jednak odebranie imienia uznaje się za uprzedmiotowienie, zaś jego nadanie - wliczeniem w poczet żywych i myślących.

Słowa tworzą rzeczywistość. Mark Twain wyobrażał sobie utrapienie Adama, gdy Ewa rzuciła się wir nazywania. Obrządek katolicki specjalizuje się w stanowieniu faktów - "Ogłaszam was mężem i żoną" - czy bez słów, tą kobietą również jestem? A powierzenie trosk? Spowiedź? Wyobrażam też sobie jak wiele sfrustrowanych "no powiedz coś!" wybrzmiewa w czterech ścianach niejednego związku. Słowa pociągają za sobą gesty. W drugą stronę nie działa to zaś tak sprawnie, pomimo iż bez owych gestów słowa niby pozostają puste. Ale nadal można w nie wierzyć...

Słowo to potęga. W tradycji judeochrześcijańskiej, Bóg stwarza za pomocą Słowa. To u Niego jest Słowo. Może czujemy w ten sposób jakąś namiastkę tej siły, kiedy mówimy coś, cokolwiek, byle-co? Ile fantazji jest w zaklinaniu rzeczywistości. I niech się stanie! Amen. Kropka.

Tymczasem ta funkcja kreacyjna języka drwi sobie ze mnie. Naśmiewa w poleceniach, prośbach, pobożnych życzeniach. Nic nie staje się inne dlatego, że ja tak mówię. Inaczej, to mogę na to "inne" popatrzeć. Czy zaś muszę je nazwać?

Przyjęło się, że nazywanie jest ważne. Jakby ubranie czegoś w słowa zdejmowało cały ciężar poznania, a jednocześnie czyniło je trudniejszym. Weźmy taką hipotezę Sapira-Whorfa czy dokonania Chomsky'ego. Mają one nas zbliżyć do poznania. Ja zaś nadal nie wiem, czy jeśli nazywamy daną rzecz tak samo, to i również w ten sam sposób ją pojmujemy? Jeśli zaś nazywamy inaczej, to czy patrzymy na to samo? Jeśli zaś patrzymy na to samo, to widzimy również to samo? A jeśli już w tej kwestii się zgodzimy, to co na to rzecz, na którą patrzymy, którą widzimy i którą nazywamy? Czy ma ona ową niewzruszoność kamienia?

Niewzruszony to jest tekst. I tu cała uciecha z interpretacją.

Komentarze

Popularne posty