Cytryny plasterek

Poezja od kiedy pamiętam kojarzy mi się z wiedzą tajemną. Dość powiedzieć, że najgorszą szkolną torturą była dla mnie analiza i interpretacja wiersza. Te rymy, stopy, sylaby - nigdy mnie nie interesowały, przerastały mnie i sponiewierały. A interpretacja? Cóż tu można powiedzieć? Zawsze wydawało mi się, że wiersz albo się czuje albo nie. Szatkując go i owszem, dojdę do geniuszu i erudycji autora, zapałam podziwem, zazdrością, może i zrozumiem. Studia polonistyczne dobitnie wytknęły moją arogancję, z praktyk pedagogicznych zaś chyba już pozostanie mi fraza: "Pani po prostu nie potrafi analizować wierszy". Pomimo oczywistej naukowej porażki na tym polu Grochowiak wciąż pozostaje mi bliski, Szarugi poza kilkoma wyjątkami nie rozumiem, Mickiewicza zaś organicznie odrzucam (no, może oprócz liryków lozańskich).

Jednym z pierwszych dotykających mnie wierszy był - aż wstyd się przyznać - twór chyba Janowskiego. Oj, nosiłam go ze sobą w każdym zeszycie, nawet tym z fizyki. Pozwolę sobie przytoczyć, o ile dobrze je pamiętam, te kilka linijek, których ni w ząb nie rozumiałam, a które szalenie mi się podobały:

Gdybym stracił kiedyś wszystko/  wszystko co miałem/ Gdyby odciął mnie ktoś od marzeń/ Serca pełne zmarszczek/  pękłyby nawzajem/ tuląc się resztką sił/ i resztką miłości

Z perspektywy czasu wystygły mi już te słowa, nabrałam do nich całkiem dojrzałych podejrzeń, jednak wciąż jest w nich coś, co mi się podoba, chociaż chyba nadal nie bardzo go rozumiem.

Z poezją w ogóle tak mam, że stoję przed nią dosyć bezradna. Czytam coś i tak bardzo czuję, tak bardzo to gdzieś we mnie wibruje, a gdy ma to przerodzić się w myśl, słowo, ni za cholerę nic się z tego nie chce urodzić. Mądrością nie błyskam, żartem bynajmniej, już bardziej cielęcym jakimś zachwytem, nad którym m pobłażliwe ręce załamuje. 

Natomiast roi mi się taka myśl przestrzenna. Thoreau - już po raz nie wiem który powtórzę - mówił, iż słowom potrzeba przestrzeni. Przestrzeni, której zazwyczaj mamy za mało. Mówimy, reagujemy, mówimy i znów reagujemy. Wychodzi z tego najczęściej taka mała podwórkowa bijatyka z której wraca się z podkulonym ogonem lub z niemrawym poczuciem zwycięstwa tak przeżutym, że aż niejadalnym. I w kółko to samo - ona mówi, on nie rozumie (tudzież na odwrót), on mówi, ona chyba nie rozumie, bo to co odpowiada ni w zysk ni w pysk na nic nie wychodzi. Milczenie też guzik daje, jest szarżą domysłów o tyle druzgocących, że nieskrępowanych. 

I mam taką myśl, że w tych najważniejszych relacjach dla słów jesteśmy za blisko, dla siebie zaś za daleko. Marzy mi się, że w bliskości nie ma słów, bo ich tam najzwyczajniej nie potrzeba. Czy gdy się czuje, trzeba rozumieć? Wychodzi chyba z tego taka niedojrzała romantyczna szarża, jednak nie o opozycje mi chodzi. Przecież logos nie jest tylko słowem.

I na koniec, tak dla czystej przyjemności poczytam sobie "Delikatność miłości", której opowiedzieć nie umiem. A jakże!

Komentarze

  1. Chcę wyrazić solidarność z tym tekstem. Taką, że czuję organiczne obrzydzenie do tych uczonych "analityków", co rozdzielają, tną, sekcjonują i bebeszą co im wpadnie w ręce, zwłaszcza to, co się analizie nie poddaje. Niesamowity jest ten wpływ na humanistów najbardziej prymitywnych, mechanistycznych idei scjentyzmu sprzed dwóch wieków, które w naukach ścisłych już od dawna są na marginesie, ale dzielnie kontynuują je np. ... filolodzy! Rozkręcić zegarek żeby sprawdzić czym jest czas, rozbić jajko żeby się dowiedzieć czemu nam się podoba jego kształt, porżnąć wiersz na kawałki... Ci analitycy zakończyli by swoje "badania" (gdyby potrafili) na spektrografii atramentu, jakim poeta pisał wiersz, bo przecież gdzieś ta poezja musi siedzieć!?. Że też właśnie poezja pada ofiarą pseudonaukowego absurdu.
    Jedną z najważniejszych kompetencji dzisiaj jest umiejętność dostrzegania całości, zdolność syntezy różnych fragmentów świata w powiązany układ, myślenie systemowe. Ten który (tylko) analizuje to często gęsto tylko idiota.
    "Pani po prostu nie potrafi analizować wierszy". Trudno o lepszy komplement w dziedzinie poezji, zwłaszcza współcześnie. Gratuluję!
    Nieumiejętność analizy to może zdolność poruszania się w innym kierunku: ponad słowa. "Bo logos nie jest tylko słowem". Taak, to coś więcej. I cholera, nie da się tego logosu "analizować" ... Bo od analizy logos diabli biorą.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty