Włącz emocje!

Będzie trywialnie. Serialowo.

W trakcie codziennych rozmów i przelotnej wymiany zdań zdarza mi się na pytanie, czy słyszałam o tym albo owym z dumą odpowiadać, że nie, bo telewizji raczej nie oglądam. Duma ta może i na wyrost, efektu większego bowiem nie wywiera. To coś w rodzaju sytuacji z moją babcią, która często rozpoczynała kawowe tudzież śniadaniowe posiedzenie wątkiem z serialu, po czym padało: "A oglądasz ty Plebanię?", zaś po przeczącej odpowiedzi następował dalszy ciąg serialowej opowieści. 

Nigdy jednak nie wiadomo, co się może w życiu przydać, toteż , no cóż...Oglądając telewizję czuję, jak zapadam się. Ostatnio złapałam się nawet na tym, że patrzyłam po raz kolejny  na starą "Carrie" w stanie podobnym do zerkania na reklamę pedigree. Dziwne to, bo obiecywali mi co innego... Taka propozycja ramówki na przykład,  to dopiero uciecha! Siedzę i słyszę, że wszystko dla mnie! Mało tego - słyszę, że bawi mnie to i angażuje. Dowiaduję się, że jestem "ich telewidzem" i zależy im na mnie, ba, robią coś w trosce o mnie. Tak dla porównania, zastanowiłam się, jak często słyszę, że jestem "czyimś" dzieckiem, parnerem, ukochaną osobą? Do zakochania mantra. I potem siedzę i łąpię się na tym, że emocjonuje mnie fakt, iż  jedna pani długo w programie choć antypatyczna i talentu chyba nie ma, a ktoś ją chwali, choć wydaje się, że nie ma za co, a o innej mówię, że sympatię moją wzbudza. 

Wyłączam  potem i wchodzę w śmieszny świat, w którym absolutnie niewiele jest dla mnie i do mało kogo i czego przynależę, a pomimo to, jakby reżyser ten sam. Jakby rzeczywistość została opatrzona nagłówkiem w stylu "specjalnie na potrzeby serialu", zaś gdy dzień dobiega końca, często mam poczucie, jakby mi się jakiś teledysk przydarzył. Taka wirtualna rzeczywistość z funkcją nocną 'reset'. 

Kilkanaście lat temu ciągnęły mnie wielkie emocje. Burzliwe historie, dramaty. I wyobrażałam sobie, że w życiu też mogłabym tak zareagować, rozwrzeszczeć się, rozpłakać, żółć powylewać. Cóż to by było za katharsis... A jakie relacje potem! Jak inaczej by mi było potem z tym człowiekiem, skoro dopuściłam siebie i jego/ją do takiej intymności, tak do siebie.

A tu figa z makiem. Wyzwolenia nie ma.  Pokrzyczmy i żyjmy dalej. Zdarza się.

Prezenter komentuje w jakimś programie rozrywkowym "Proszę Państwa, co za emocje!" Dziesięciolatki opowiadają fabułę "Obecności" tonem sprawozdawcy giełdy rolniczej. Dwunastolatki zaś kłócą się o konto na portalu społecznościowym skopując sobie nawzajem golenie i ukruszając zęby. Każdy dzień pełen wrażeń. Potem zaś "reset". Wielkie kłótnie jakby o nic, podejrzenia i okazje do poczucia się zranionym i skrzywdzonym, porównania w nieskończoność. Mam wrażenie, że oglądam jeden z tych paradokumentów, co to niby o prawdziwym życiu mówi. Jakim kurcze życiu? Jakby to, co spotyka nas i z czym musimy się mierzyć było nie dość lub zbyt trudne, że aż trzeba to sobie ubogacić ciągłymi dreszczykami codziennych niesnasek. I kusi to niesamowicie - problem zastępczy i serial w nagrodę pocieszenia. 

No cóż, z braku czasu można w to wejść. I kebabem zajeść. 




Komentarze

Popularne posty