A kapusta rzecze smutnie...
Życie jest walką czy raczej trudna porażką? Sama nie wiem, po co takie pytania. I po co na nie odpowiedzi. Niby się już nauczyłam, że definiowanie jest zabawą najwyżej, a kontrola to najśmieszniejsza z iluzji. Czy można mieć teorię wszystkiego i niczego?
Za jeden z wyrazów bezradności uznaje się powiedzenie, że czegoś się nie wie. Oscar Wilde pięknie tym zagrał pisząc czy mówiąc, że był rad z możliwości udzielenia natychmiastowej odpowiedzi. Brzmiała ona właśnie "nie wiem". Nawiasem i szeptem mówiąc, jestem równie ukontentowana udzielając podobnej odpowiedzi w wielu sytuacjach. I równie nieszczęśliwa, gdy towarzysząc komuś w jego nieszczęściu, na pytanie "jak będzie?", jedyną prawdą, jaką mogę dać, to właśnie "nie wiem".
Pomimo ogromnej liczby niewiadomych, gdzieś tam pragnęłabym uporządkować swoje bycie. Ustalić A i Z. Punkt, w którym zaczynam i miejsce, do którego dążę, w którym wiedziałabym, że to rzeczywiście koniec.
Ostatnio, podczas rozmowy dotyczącej warunków pracy zapytano mnie, co teraz daje poczucie bezpieczeństwa? I tu nie padła z mojej strony powyższa wypowiedź. Choć byłam równie usatysfakcjonowana, udzielają innej, a mianowicie takiej, że "nic" (nawiasem mówiąc, budowaniem pozytywnego wizerunku się nie popisałam).
Mamy bowiem wszystko na chwilę, na trochę jedynie. Tyle rzeczy nie zobaczymy, tylu sytuacji nie doświadczymy, w tylu wydarzeniach nie będziemy uczestniczyć lub przeżywać ich wspólnie z daną osobą. Pozostaje cieszyć się tym, co jest.
Łatwo mi to mówić, gdy mam. Jeszcze.
Ostatnio dopada mnie lęk przed stratą. Nie tam dóbr, pracy i innych takich. Pieniądz przychodzi i odchodzi, jak twierdzi moja mama, której wspomniana jednostka wybitnie się nie trzyma. Dopada mnie lęk przed utratą ludzi.
Nie mam ich na własność. Jestem z nimi w danym momencie. Oni przy mnie. Przez chwilę jedynie. Taki ze mnie "troszkorz", co to zbiera, ciuła, rady patrzy i tęsknie zerka. Nie mam dylematów w postaci pytania, czego chcę. W tym przypadku czuję się jak krezus, bo wiem. Obdarzona tą cudowną wiedzą patrzę z lękiem, bo też wiem, co czeka mnie utracić. Myślę o ludziach, którzy byli blisko, a teraz w jakimś sensie są daleko. Czuję się, jakby jakiś pieprzony Robin Hood wykradł mi ich ze skarbca.
Czy świat się kończy? Pojedynczy - tak. Takie jest życie, jak arogancko twierdzi m. I jak płacze czasami. Przychodzi mi na myśl takie porównanie, że to jest tak, jakbym miała wybrakowane pudełko klocków lego. Odrzutowca to z nich już nie ułożę. Jakiś pojazd pewnie tak.
Komentarze
Prześlij komentarz