And it goes like this...

Zajęta jestem życiem. Zaparzeniem kawy, wykonaniem obowiązków wobec innych i wobec siebie. Drobną przyjemnością. Tak mija dzień i następny i kolejny. Nie spieszę się, a nie potrafię zdążyć.

Zorganizuj się - mówią. Pomożemy ci w tym - zachęcają. Patrzę na swoje zajęcia. Nie mam tam rzeczy nieważnych, zbędnych, pożeraczy czasu. 

Nie potrafię pomieścić się w życiu. Nacieszyć się chwilą. Stąd chyba to poczucie braku. Jakbym wciąż nie była dość syta. A głodna jestem wielu rzeczy. Tyle chciałabym być. Namyśleć. Zrozumieć. Zrobić.

Rodzimy się głodni, a czasami żyjemy, jakby tego głodu w nas nie było. Patrzę na ludzi i zastanawiam się, czemu oni nie chcą. Inni z kolei dziwią mnie zachłannością rzeczy i doświadczeń, które tego głodu nie zaspokajają.  Czasami za dużo chcemy, czasami chcemy nie wiedzieć czego, czasami niczego nie chcemy. 

M. mówi "chcę mieć coś z życia". Rozmawiamy wtedy o tym, co nas uszczęśliwia. Nie ma w tym rzeczy. Od innych słyszę, że mam z tego życia korzystać. A jest ono tylko moje?

Czasami czuję to bycie jak kukułcze jajo, z którym, no cóż, trzeba coś zrobić, zanim coś się z nim stanie. Choć może to tylko zawracanie kijem rzeki. 

Komentarze

Popularne posty