Dobranocki

Każdy z nas ma swoją historię. Robią o tym filmy, piszą książki, reportaże.

Nie jest taką łatwą sprawą, by dana historia zaistniała. Większość z nich nie ma zadatku na bestseller. Większości nie chcemy słuchać. I pomimo że człowiek to najbardziej lubi słuchać samego siebie, to i nawet sobie nie opowie, bo i co, bo i po co.

Historie zatem ograniczają się do lapidarnego skrótu, czasami równoważniku zdania, a najczęściej urwanego zdania prawie wielokrotnie złożonego. Zresztą wtedy to i tak dobrze, gdyż najczęściej to po prostu kradniemy cudze historie.  Przeczyta taka "Anię z Zielonego Wzgórza", pomyśli "to o mnie" i potem żyje utknąwszy na pierwszym tomie. Zobaczy "Kubusia Puchatka" i bryka,  zapowniawszy że Disney i Milne to nie to samo. 

Przeraża mnie jak łatwo identyfikujemy się z daną opowieścią. Sami nakładamy kaftan, w którym bezpiecznie się czujemy. Albo pozwalamy, żeby ktoś zrobił to za nas, mówiąc, kim według niego jesteśmy i na co  (nie) zasługujemy. 

Tymczasem prawd nie sprzedaje się jak suplementów w aptece. A chciałoby się takowe dostać.

Ja również mam swoje historie. I opowiadam nimi o sobie. Czasami spadają na mnie, tłumacząc pokręcony porządek. Jakby były mi dane. Mówiły z jakiej bajki jestem i do jakiej nie pasuję. I coraz częściej wkurzam się na nie, myśląc, że to nie do końca jest moje.  

Ale jakieś musi być.

Podobno ideałem mądrości i udanego życia jak pisze Jordan Peterson, jest znalezienie wąskiego przesmyku między porządkiem a chaosem i trzymanie się tej drogi. Myśl ta pozostawia mnie bezradną wobec łamigłówek życia i czepiającą się mądrych odtrutek, które dobrze się czyta, ale już gorzej wypowiada. 

Tymczasem prawd nie powinno się warzyć jak eliksirów w czarodziejskiej komnacie. Historii nie powinno się kupować, by potem je odtwarzać i liczyć na aprobatę widzów i słuchaczy. Myślę, że trzeba by je po prostu opowiadać.


Komentarze

Popularne posty