Słownik wyrazów obcych - dorosłość

Życie ludzkie podzielono na okresy, wyznaczono ich ramy i opisano. W założeniu odhaczamy sobie pewne etapy rozwojowe, przezwyciężamy kryzysy i oto stajemy się człowiekiem dorosłym, który z biegiem lat pochyla się coraz bardziej nad sobą. Wspięliśmy się na szczyt i teraz to już tylko z górki.

Myślę o dorosłych w moim życiu i dochodzę do wniosku, że skończyli się oni dosyć wcześnie. Jedni zdążyli umrzeć, inni runęli z piedestału bezgłośnie chociaż boleśnie i więcej ich nie widziałam.  Nie wiem, może żyją w jakiejś enklawie mnie niedostępnej, społeczność tam zagrożoną stworzyli, nie wiem.
Patrzę na siebie i innych rzekomo dorosłych wokół mnie i zastanawiam się czy toto ma tak wyglądać. Nie różnimy się bowiem za bardzo od dzieci. Owszem, dosyć zgredzieliśmy, rozleźliśmy się, wiemy już absolutnie, że należy za sobą sprzątnąć i że samo się nie zrobi, i że "nuda" to tylko stan umysłu, ale to ma być właśnie to?
Pamiętam to wyczekiwanie dorosłości, pragnienie, by nadszedł w końcu ten moment, w którym ucichną "nie wolno" oraz "musisz".  Skończy się dyktatura partykuły "nie" i zapanuje wewnętrzna sterowność. No i nie zapanowała, bo niby wolno, ale świat pieniądzem oraz władzą stoi i niestety drogi abituriencie, człowieku na skraju dojrzałości, realizacja twoich planów jest w pewnym stopniu ograniczona. Szybko orientujesz się, że niby wolno, ale trzeba spełnić szereg wymagań i na dodatek mieć to szczęście do sprzyjających okoliczności. Dążysz więc do tej niezależności i gdy ją w końcu osiągasz, zapełnia się ona kolejnymi "muszę", "nie mogę", "poczekam", "to mi dali, a tego jeszcze nie". Zamiast rodziców masz nad sobą szefa, sąsiadkę i cały aparat państwowy gotów wkroczyć, gdyby tylko przyszło ci do głowy z czegoś się nie wywiązać. Pomimo to kontent nawet jesteś, wydaje ci się, że jest ok, bo to w sumie twój wybór, a zresztą i świat tak już wygląda.
Ten stan jest chyba nawet satysfakcjonujący. Opanowujesz sztukę rezygnacji, ignorowania i udawania, że nie widzisz. Hasasz po tym świecie, młody wilk odłączony od stada. Owszem, masz obowiązki, oj jaki jesteś kompetentny i zaradny, i pobawić się jeszcze możesz, ale to kurczę, nie do końca to, "dorośnij", "ustatkuj się".
Czas piotrusiowania kończy się, choć niedefinitywnie i nie dla wszystkich (ci mają uszy szerzej zamknięte), gdy masz swoje dzieci lub przebywasz z nimi na co dzień. I stajesz się tym dorosłym, który tylko myśli, że nim jest. Bo niby grzmisz "trzeba sprzątać", a potem wywalasz rzeczy z szafki w poszukiwaniu tej zaginionej. Tłumaczysz, że nie wolno krzyczeć, a potem jedziesz z wysokiego C.  Perorujesz jak to należy się do dorosłych zwracać, a potem odgrywasz pokazową małżeńską scenkę. Mówisz, że panujemy nad emocjami i przynosisz frustrację do domu. Twierdzisz, że siusiu koniecznie do nocnika, a potem lecisz na wydmę, bo ten paskudny toj toj aż ze dwadzieścia metrów od ciebie, a i jeszcze trzeba tam poczekać na swoją kolej.  Brawo. 

Nasz mózg dojrzewa. Zyskujemy kontrolę nad impulsami, zdolność planowania itd. i jak długo się to cholera utrzymuje? To jakiś przebłysk wtajemniczenia? Chwila oświecenia? A potem już tylko jest gorzej? 

Mam wrażenie, że te nasze etapy rozwoju można między bajki włożyć. Poczytać i zapragnąć "taki właśnie chcę być", a i tak ta dziecinada z butów co chwila wyłazi. Takie z nas szczenięta osiągające wiek osobnika dojrzałego, by potem znów - w przeciwieństwie do reszty ssaków - wymagać opieki.

Przypomina mi się scena z książki prof. Szymutki, w której jego (pra?)dziadek idzie przez pole, nieuważnie wymachując dostępnym wtedy jeszcze tylko nielicznym, świadectwem dojrzałości, pokazując w ten sposób, jak niewiele ono dla niego znaczy.  Myśląc o niej teraz, mam wrażenie, że przyjęliśmy pewne założenia, które pozwalają nam nadawać znaczenie zabawie i zabawkom oraz uzasadniać własne poczynania. I tylko kolekcjonujemy świstki poświadczające naszą dojrzałość. Po co?


Komentarze

Popularne posty