(B)lokowanie ciała

Jakoś tak mi się wydawało, że dychotomia pomiędzy ciałem a duszą  daje przewagę temu pierwszemu. Ciało więzi duszę, nadaje jej ramy, trzyma ją przy prostej fizjologii. Etapem finalnym zbawienia czy oświecenia jest przecież wyzbycie się ciała. Takie ono grzeszne, słabe, kierujące się prostymi popędami, zwierzęce.  Stąd dyskomfort i wstyd nagości, zawstydzenie biorące się właśnie ze śmieszności człowieka obnażonego. Odzieranie z godności niczym rozbieranie wbrew woli. Oburzenie przy zrównaniu człowieka z mięsem. 

Ciało to taka maszyna pozwalająca realizować lub ograniczająca nasze zamierzenia. Traktowane instrumentalnie, będące na usługach. Ubierane w gorsety i inne fatałaszki. Zamęczane na siłowniach. Odbijane do porzygania w lustrze. Pochwycane, podszczypywane, karane, bo nie jest takie, jakie miałoby być. A jednak ciągle okazujące swoją przewagę. Medycy, walcząc o życie, walczą ostatecznie o ciało. Jesteś tak długo, jak długo ten skomplikowany mechanizm działa. Stąd też szacunek dla ciała. Również tego martwego.

Nie tylko to stawia go odrobinę wyżej. Jest przecież jakaś mądrość tego ciała, które mówi nam, kiedy odpuścić. Jest coś niesamowitego w tym, że reaguje ono odruchowo, by nas ochronić. Że pozwala czuć, być, doświadczać. Że ciągnie jak osioł ten wóz pełen rojeń, snów, oczekiwań i pragnień. Że zmusza do pokory, mówiąc - kurcze- tu i aż tu jesteś. Beze mnie nie ruszysz. Chyba że wystarcza ci świat w twojej głowie. I to tylko na tyle, na ile zechce się jej pracować.

Tak se myślałam.

Tymczasem wytrącił mnie z tego komfortu Foucault. Twierdzi on, że dusza "jest ciągle produkowana wokół ciała, na jego powierzchni i wewnątrz niego dzięki funkcjonowaniu władzy". I niby jest w tym jakaś jej małość, a jednocześnie arogancja. Taka z niej trochę narośl, powstała po to, by nim zarządzać. Kwiatek do kożucha. Tyle że trochę trujący taki, pasożyt może, chyba nie za bardzo zainteresowany symbiozą i trochę jakby wyhodowany pod szybką.

Ciekawa jest jednak kontynuacja jego myśli. Gdyż to urabianie duszy zaniosło ją w miejsca inne, niż można by się spodziewać. Foucault mówi, że wbrew temu, co chcieliby ogłosić humaniści, nie stała się ona tożsama z człowiekiem. "Człowiek, o którym tyle nam mówią i do wyzwolenia którego wzywają, jest już sam w sobie, wynikiem o wiele głębszego ujarzmienia. Zamieszkuje w nim, wynosi go do istnienia "dusza", a jest ona częścią panowania władzy nad ciałem. Dusza - skutek i narzędzie pewnej politycznej anatomii. Dusza - więzienie ciała."

To odwrócenie ról jakoś nie daje mi spokoju. W tej perspektywie ciało nie okazuje swojej władzy, ale buntuje się przeciwko niej. I nie ma zbyt wielkiego pola manewru. Nie może wznieść się ponad, nie przynależy ono przecież do świata idei. Może najwyżej zwiać, by nie skończyć jako przedmiot lekcji anatomii, który "uprzejmie poda owoc swego wnętrza".









Komentarze

Popularne posty