Kot Schrödingera

Tomasz Witkowski twierdzi, że współczesna psychologia przypomina naukę spod znaku kultu cargo.  Twórca samego terminu, Richard Feynman, pisał, iż by nie stać się reprezentantem owego zjawiska należy wystrzegać się oszukiwania samego siebie, podawać w wątpliwość wyniki własnych obserwacji oraz analizować tworzone przez siebie teorie i wyszukiwać w nich błędy. Ładna zasada dla wszystkich myślących - wątpię, więc jestem.

Teorie tymczasem bezwstydnie upadają lub sami je obalamy. Nie przeszkadza to w tworzeniu nowych, machania nimi jak pocztami sztandarowymi - tu patrz, to jest właściwe. Przynajmniej na jakiś czas. Wciska mi się je jak ulotkę na ulicy, nie dając czasu na zastanowienie się po jakie licho mi to i skąd się wzięły te rewelacje. Jak coś nie wypali to ze stoickim wyrazem twarzy skomentują, że każdy jest odpowiedzialny za siebie. I że sorry, byliśmy w błędzie, ale jeszcze tu wrócimy.

Męczy mnie teoretyzowanie. Mylimy przyczyny ze skutkami, opinie z faktami, wnioski z przypuszczeniami. Istoty ulotne próbujące stworzyć coś niepodważalnego. Próbujemy oprzeć się na czymś, znaleźć twardy grunt pod nogami, pewniki, uniwersalne prawdy. Tymczasem ciągle ktoś robi nas w balona. Za ciężcy  jesteśmy na te nasze rachityczne podstawy. 

Myślę, że to całkiem zabawne, jak próbujemy się czegoś o człowieku dowiedzieć. Chcemy, by ktoś nam nas wytłumaczył. I stoimy jak to równanie matematyczne straszące humanistę z tablicy. Kto podejdzie? Kto się przypatrzy? Gdzie uczeń? Ucznia nie ma. Skąd ma być, skoro jesteśmy jak koty Schrödingera próbujące zgadnąć się nawzajem.





Komentarze

Popularne posty