W poczekalni

Eric Berne zadał takie pytanie: Na co czekasz w  życiu - na świętego Mikołaja czy śmierć? Gdy przeczytałam je po raz pierwszy, zastanawiałam się, czym ten święty miałby być. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności? Uśmiechem losu? Poczuciem, że spotkają mnie jeszcze dobre rzeczy? Że ktoś przyjdzie z całą swą wspaniałością? Czy patrzeniem na życie jak na nieustanną sposobność do odpakowywania prezentów? Cieszeniem się z tego, co się otrzymuje? 

Z drugiej strony, druga opcja czasami może nasycić życie specyficznym humorem. 

Wisielczym.  

Życie jest dynamiczne. Pełne fermentu i zawirowań. Charakteryzuje się ciągłymi przemianami. Wymianą atomów. 

To również dziki krąg zależności. Produkcja, konsumpcja, redukcja. Cokolwiek i kiedykolwiek, ale rób coś. Niech się dzieje. Wsiadaj na tę biedną ledwie zipiącą szkapinę i walcz. Nie ustawaj, nie ustępuj, nie poddawaj się. Einstein powiedział, że życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę, musisz być w ciągłym ruchu.

Ruch i życie to jednak masło maślane. Życie i czekanie zaś tworzą wredny oksymoron

Ci, którzy nie chcą czekać, wybierają czasem drogę self-made mana. Zbierają odznaki i puchary, żeby wiedzieć, ile poziomów już pokonali. Są w ciągłej fazie realizacji. Reload i upgrade. Takie egzystencjalne białe kołnierzyki. 

Ci, którzy nie chcą czekać, stają się czasami włóczęgami. W ciągłym poszukiwaniu czasu (jeszcze  nie) utraconego. Grzebią i dziobią, emocjonując się skarbami na podwórku. Nie swoim.

Ci, którzy nie chcą czekać, czasami ustawiają się na linii startu. Ruszają, czasami lekko spóźnieni. Biegną i cały czas widzą czyjeś plecy, czują czyjś oddech na karku, słyszą zgromadzony tłum. Po drodze dostają kolki, zadyszki, mroczki im stają przed oczami, skurcze łapią, bywa też, że i schodzą. Na zawał. Też.

Są też i takie chytruski, co to wskakują na jakiegoś osiołka. Piątkę mu przybijają, że to niby dream team z nich będzie. No, jak dla kogo. I wiozą się, póki osiołek nie padnie bądź się nie zorientuje.

Są też i tacy, którzy wolą poczekać. Jedni wiedzą na co, inni nie. Jedni otrzymują to, czego chcieli. Szczęściarze. Drudzy zarastają mchem i kruszeją. Ot, taki podkład dla przyszłych pokoleń. Choć można i wśród nich znaleźć adeptów zen i stoicyzmu.

Tymczasem nie wiem. Lecieć? Wiać?

Czuję się jak w poczekalni. Nikt nie przyjdzie, wszyscy zajęci. Jedne drzwi się otworzą, do drugich trzeba zapukać, trzecie pozostaną zamknięte. Co zrobić, o panie, któryś to wymyślił? Niecnie zawieszając nas między czasem a wiecznością. 

Tymczasem nieco wtopiłam się w tło. Prowadzę życie wewnętrzne. Takie moje baroko - rokoko. Trzeba widzieć się szczęśliwym. Wolałabym można




Komentarze

Popularne posty