(Nie)wdzięczna wzajemność

W życiu nie ma ponoć nic za darmo. Trzeba coś dać, by móc coś otrzymać. Nie wypada przecież przyjść z pustymi rękoma. 

A wyjść natomiast już można?

Wychowywani jesteśmy - jeszcze -  w kulturze, która każe nam żywić przekonanie, iż to, co robimy,  w jakiś sposób do nas wróci w formie kary bądź nagrody. Przekonuje się nas o istnieniu jakiejś odgórnej sprawiedliwości, która utuli skrzywdzonych, a bat ześle na krzywdzących. "Kiedyś ci się to wróci" - można było gdzieś tam po drodze usłyszeć. Bóg ci wróci, karma wróci, wszechświat, nie ważne kto ani co, grunt, że bilans wyjdzie na zero. Jakiś porządek jest. Nikt z pustym ostatecznie nie zostanie. Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.

I myślę, że to, co miało dawać nadzieję, pozwalać trwać w największe zawieruchy, stało się swojego rodzaju pułapką. Mamy poczucie, że światem przecież rządzi jakaś sprawiedliwość. Że jedną z umów społecznych jest wzajemność. A tymczasem jak w wierszu Twardowskiego, skaczemy jak ten osioł do skrzynki pocztowej, by dostać nic za wszystko. Jesteśmy, czekamy, a tu - nie ma - nie ma odzewu, nie ma nawet zwrotu. Ileż można czekać?! Nikt uprzejmie nie powiadomi, że adresata nie odnaleziono, że nie dotarło. O, albo co gorsza, zabrał skwapliwie i zwiał z wywalonym jęzorem. Dzięki naiwniaku. 

I tak zostajemy, coraz bardziej zdezorientowani, coraz bardziej puści, wyczerpani. Tyleż daliśmy, a tu nic. Puste patrzy w puste. Wycofujemy się coraz bardziej zaszczuci. Świat taki okrutny, a my tacy mali i bezbronni. Czego od nas chce? Zaczynamy myśleć, że nic już dla niego nie mamy, nic nie jesteśmy w stanie zaoferować, nic nie jesteśmy warci.  Albo co gorsza kombinować, co też złego zrobiliśmy, za jakie to winy spotykają nas takie atrakcje.

Świat nie jest sprawiedliwy - usłyszysz. Złe rzeczy i dobrych ludzi spotykają. Oni też dostają po tyłku. Nawet bardziej. Tylko co z tą myślą zrobić?

Wraz z upływem czasu wytrąca się nadzieja, tli się złość. Raz padnie na coś, co ją podsyci, raz na coś, co ją ugasi. Nie ma reguły. Z sensu robi się bezsens.

Podobno plotka zdąży obiec świat nim prawda wdzieje buty. Wydaje mi się jednak, że to bardziej prawda rusza w świat, obnoszona przez swoich wyznawców, wystawiana na pastwę gapiów, którzy szatkują ją wedle swojego uznania, biorą, co im pasuje, a następnie niosą dalej jak proporzec. I z dobrej myśli można zrobić ochłap. 

Tak mnie ostatnio tknęło, że to właśnie nie w jakimś odgórnym sensie jest pęknięcie, tylko że to my wcisnęliśmy coś w ramy, do których to nie przynależy. Zaczęliśmy traktować serdeczność, współczucie, zrozumienie i wiele innych jak towary, które z definicji mają podlegać wymianie. I to natychmiastowej. Zamawiam, płacę i otrzymuję. Dlatego gdy nie otrzymujemy nic w zamian, czujemy się oszukani, niewarci adekwatnej usługi. 

Tymczasem w relacjach międzyludzkich nie wszystko jest fifty - fifty. Nie na wszystko można i nie na wszystko da się zasłużyć. Czasami dostaje się nic za wszystko, a czasami wszystko za nic. Otrzymałeś - weź, przecież po coś ci to dano lub przynajmniej uznaj gest. Zostałeś z niczym - podziękuj sobie, bo przecież z jakiegoś powodu postanowiłeś tyle dać. 



Komentarze

Popularne posty