Pustkę czuje się za plecami. Przód z pewnością przywdziewa maskę. Twarz może przecież spotkać się z sobą w lustrze. Za to kark jest całkowicie opuszczony. Żołądek można wziąć w ramiona i zwinąć się w kłębek. Ale plecy zawsze pozostaną wciąż samotne. (...) Nie idzie się na spotkanie z samotnością. Ona nadchodzi cicho z tyłu, i tak nas dopada.
 
Ten fragment z "Wytępić całe to bydło" Svena Lindqvista chodzi za mną od roku. Tak myślę nad nim. Może to dlatego nasze słowa cały czas gonią w piętkę? Mówimy je w twarz, gdzie zderzają się z tym wszystkim, co na nią nałożyliśmy. Rzucamy je za kimś, chociaż wtedy są w stanie tylko się od niego odbić. No i właśnie, słowa... Chyba nie tego posła wybraliśmy. 

Młoda ma taki przedziwny zwyczaj. Gdy sprawy stoją już na ostrzu noża, ona wykorzystała cały zasób oporu, ja zaś arsenał intuicyjnych i wyuczonych sposobów mierzenia się z nim z cierpliwością włącznie, gdy dla nas obu to już być albo nie być, młoda wrzeszczy bezwstydnie "Przytul mnie". Ależ mnie tym po mistrzowsku uderzyła.

Dzieci chcą, by je przytulić. Gdy dorastamy, chcemy się już tylko wytłumaczyć, być wysłuchanym i usłyszeć coś w zamian. 

"Rozmowa liryczna" Gałszyńskiego rozpoczyna się od słów "Powiedz mi, jak mnie kochasz". No właśnie, powiedz. Powiedz, a najlepiej jeszcze pokaż. Chcę to usłyszeć, chcę to zobaczyć. Takie dwa, co na jedno ma się złożyć. Źle jak nie słyszę, źle jak nie widzę. Łowimy uchem fałszywe nutki. Czasami po prostu talentu nie mamy i łykamy wszystko jak pelikany, czasami z kolei wszystko brzmi jakoś dziwnie. No i patrzymy, patrzymy i widzimi. Zazwyczaj to, co chcemy widzieć. 

Chcą, by je przytulić. Tymczasem przed nami świat. Radź sobie sam. 

I staramy się te plecy jakoś ochronić, znieczulić na ich bezbronność. Szukamy ludzi, ale oni najczęściej powiedzą "jestem z tobą", "jestem przy tobie". Guzik to daje, bo chyba nie chodzi o to, żeby z kimś w ogóle. Chodzi chyba o to, żeby ten ktoś był ciut większy, odrobinę szerszy. Stanął za tobą i objął cały ten nieutulony ambaras. Widział ktoś, coś, kiedyś, gdzieś? 

Szukamy też rzeczy, doznań, doświadczeń. By się obwarować, zaszyć gdzieś, uciec, w tłum wtopić. A potem nas i tak dopada. 

I tak sobie myślę, co strasznego jest w tej bezbronności? Są pustka, samotność i lęk. Były, są i będą. Jak zresztą wiele innych. Ciężkie są, nie zaprzeczę. I dlatego tylko mam wyć do księżyca, że stoję tak daleko na ziemi? 

Komentarze

Popularne posty