Szklany sufit

Jedno z fundamentalnych praw fizyki mówi, że czas to pieniądz. Ubogim można zatem być w dwójnasób.    

Rozmawiałam ostatnio z dzieciakami, czy chciałyby zmienić coś z tego, co się już wydarzyło. I ku mojemu zdziwieniu, kilkukrotnie pojawiła się taka deklaracja, że dobrze by było, gdyby nie powstał pieniądz. Nie poważyłam się rozwiać marzeń stwierdzeniem, że pewnie w jego miejsce pojawiłoby się jakieś inne ustrojstwo, bo przecież z rozwojem cywilizacji co prawda pojawiła się empatia, ale też i chciwość i niepohamowany głód.

Ten krwisty wolny rynek daje mi nieźle w kość. Mogę się łudzić, że mogę być ponad to, do innych celów stworzona, uduchowiona, zamyślona ... nie, jestem pospolita jak błoto. Żeby żyć, trzeba móc przeżyć. Zabawne to zresztą: widzę, że czcimy dobra ograniczone, edycje limitowane, wyjątki i specjalności. Znów gdy czegoś jest dużo, jest to powszechne, to nie zasługuje w naszych oczach na szczególną uwagę.  Ot, śmieci to i robactwo. Skąd więc to rozczarowanie, gdy będąc tak liczną reprezentacją stworzenia, okazuje się, że nie otrzymaliśmy specjalnego traktowania. Rozdzierające: "Czemu mnie to spotyka? Czym sobie na to zasłużyłam?" A dlaczego świat miałby się obejść ze mną lepiej niż z jakimkolwiek innym stworzeniem? Obiecał mi ktoś, coś?

Mam wrażenie, że wchodząc w świat zewnętrzny jesteśmy przekonani o istnieniu jakiejś umowy. No chyba lewej. Tam nawet drobnym drukiem nie ma smaczków zapisanych. Sympatycznym atramentem zostały chyba wysmerfowane. A jednak mamy przekonanie o istnieniu i funkcjonowaniu pewnej umowy, nawet nie społecznej, raczej bardziej dziejowej czy boskiej. Oczekujemy sprawiedliwości. Świat i ludzie winni grać fair.  Karma ma wrócić, wkład własny ma się zwrócić z naddatkiem. Tylko kto tu jest od tego, żeby powiedzieć "sprawdzam" i kto to niby sporządził? 

A może wcale nie musi mówić? Może to niezapowiedziana kontrola jest? Ktoś kiedyś przyszedł, popatrzył, ocenił, raport sporządził, kryteria to spełniło i ja teraz to mogę co najwyżej dupką pociepać. Bo mnie się wydawało inaczej?

I to też jest zabawne. Bo tak sobie myślę, z jednej strony, po co te obietnice, objaśnienia, prawa, reguły, gdy ktoś/ coś w każdej chwili może bezczelnie zaśmiać mi się w twarz? Ja tu sobie skrzętnie pielę niby swój ogródek, a potem dowiaduję się, że wcale nie mój i że w sumie to robiłam to na darmo. Czy ułuda uporządkowania świata jest aż tyle warta? 

Ale trudno nawigować w chaosie. Nie wiem, czy będzie dobrze. Nie wiem, czy się ułoży. Nie wiem, czy nie będzie gorzej. Nie wiem, czy sobie poradzę. Nie jestem w stanie się do tego przygotować. Nie wiem, boję się. Nic tylko usiąść i płakać. 

A z drugiej strony boję się, że się mylę. Może się da? Zagospodarować, co trzeba zagospodarować, przewidzieć, co się da przewidzieć, przygotować się, na co da się przygotować? Bez krzyku, bez nadziei na, bez pychy, nie łasząc się na jakieś poczucie kontroli,  tak tylko. Na wszelki wypadek. Wygląda bowiem na to, że życie to nie wyjazd all inclusive tylko projekt najwyraźniej budżetowy.




Komentarze

Popularne posty